środa, 13 lutego 2013

OKIEŁZNAĆ BAŁAGAN - SPINKI, GUMKI, OPASKI, BROSZKI




Napiszę teraz zdanie, które niejedna czy niejeden powiedziałby o sobie - Lubię mieć porządek, ale nie lubię sprzątać. Nie znoszę też szukania czegokolwiek. Dlatego staram się żeby wszystko miało swoje miejsce i jeśli tego tam nie ma, to "Houston mamy problem". Kiedyś przytrafiła mi się niezła przygoda z tym związana. Poszłam na imprezę z koleżankami (pozdrawiam A. i M.) i wróciłam bladym świtem. Moja torebka z dokumentami, kluczami i portfelem leżała sobie w przedpokoju. Rano mąż z teściową wybył z domu. Gdy odespałam nocne hulanki zabrałam się za przepakowywanie rzeczy z imprezowej torebki do normalnej ogromnej maminej torebki, w której musi zmieścić się cała plejada dziecięcych gadżetów. Jakież było moje przerażenie, gdy zobaczyłam, że nie ma książeczki z dokumentami. Torebka była otwarta, więc zaczęłam od przesłuchiwania potomstwa: "Michalinko, czy wyjęłaś z mamy torebki taką małą książeczkę?". Dziecię potulnie odpowiedziało, że tak. Poprosiłam by pokazała gdzie ją położyła, a ona zaprowadziła mnie do swojej półki z książkami. Przeszukałam ją całą, ale dokumentów nie było. Do mojego skołatanego umysłu dotarło, że jedyne co dziecko zrozumiało z mojego pytania, to to, że mama szuka jakieś książeczki. Przewróciłam dom do góry nogami. Następnie zadzwoniłam do imprezowych współtowarzyszek by ustalić numer radio taxi, z którego korzystałyśmy. Potem wykręciłam numer do radio taxi - okazało się, że nie zgłoszono żadnych znalezionych dokumentów. Odpaliłam komputer by sprawdzić numer do klubu. Byłam już bliska łez i rozważałam zgłoszenie zaginięcia dokumentów. Zaczęłam się zastanawiać jakie dokumenty tam miałam i wtedy mnie olśniło, że oprócz swoich dokumentów miałam dokumenty od auta, a przecież mąż brał rano auto. Historia nie kleiła mi się, bo przecież mąż zawsze wyjmował dokumenty od auta, a resztę moich papierów odkładał na miejsce - jednak w torebce ich nie było. Zadzwoniłam i okazało się, że mąż wyjął książeczkę z dokumentami ode mnie z torebki. Wziął sobie papiery od auta, a resztę dokumentów... schował do torebki swojej mamie. Najlepsze w tej historii jest to, że od razu zorientowali się w pomyłce, bo teściowa szukając czegoś natknęła się na moją własność, ale nie pomyślał by do mnie zadzwonić, bo nie sądził, że będę ich szukać.
Jak widać, umiłowanie porządku nie chroni nas przed gubieniem rzeczy, ale na pewno skutecznie ograniczy ilość "przedmiotów zaginionych w akcji" i zmniejszy czas szykowania się do wyjścia. Nie będę opisywać jaki jest mój patent na dziewczęce fizdrygałki, bo wszystko widać na zdjęciach. Zasada jest jedna: odkładamy rzeczy na miejsce broszki do broszek, spinki do spinek itd. Zapewniam Was, że odłożenie czegoś na miejsce zajmie Wam mniej czasu niż każdorazowe wysypywanie wszystkiego w  poszukiwaniu jednej małej spinki. Przy okazji mamy szansę ponownie wykorzystać plastikowe pojemniki - nie ma jak recycling.

2 komentarze:

  1. U mnie łatwiej, nie lubię mieć porządku, bo wtedy nie mogę niczego znaleźć, sprzątam histerycznie, jak się mają zjawić goście ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Sprzątam histerycznie" - fajne określenie. Ja tam nie mogę niczego znaleźć w bałaganie, ale wiem, że są tacy co się w nim odnajdują :-)

    OdpowiedzUsuń