poniedziałek, 26 listopada 2012

BAŃKOMAT


Nie wiem czy Wasze dzieci też tak mają, ale Misia raz na jakiś czas z uporem maniaka naciska na tę samą zabawę/książeczkę/bajkę. Powtarzacie sobie, że w końcu im się znudzi no bo ile czasu można kopać piłkę/puszczać bańki/czytać tę samą książeczkę. Ano okazuje się, że można. Pewnego poranka (chyba był to poranek, bo Miśka wygląda jakby ledwie otworzyła oczy) Miśka "zfazowała" się na bańki. Jakby tego było mało uparła się, że to ja ciągle mam je puszczać. Nie palę, staram się zdrowo żyć, więc wydawałoby się co za problem, ale po dłuższym czasie takiego dmuchania miałam dosyć. Chciało mi się pić i dałabym się pokroić za zmiennika w tej okrutnej zabawie. Niestety byłyśmy same, a w nasze progi nie zawitał ani nasz sympatyczny listonosz (pozdrowienia), ani żaden zbłąkany akwizytor, któremu mogłabym zaoferować kupno towaru w zamian za dmuchanie nieszczęsnych baniek. Nagle niczym symbolizująca pomysł żarówka w kreskówkach, w mojej głowie pojawiła się iście anielska wizja wybawienia. Wentylator włączony na maksymalne obroty stał się moim sprzymierzeńcem. Oszczędziłam płuca, baniek robiło się więcej (dlatego takie rozwiązanie można spróbować zastosować przy sesji zdjęciowej czy imprezie urodzinowej), a w końcu Misia podchwyciła pomysł i sama je puszczała, a ja mogłam w spokoju (no może względnym spokoju, bo nerwowo zerkałam czy nie włoży paluchów w wentylator)...




Zapraszam również na post:

PRZEPISY DLA NIEJADKÓW NA GDY W BRZUCHU BURCZY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz