sobota, 5 stycznia 2013

KOBIETY, KTÓRE KOCHAJĄ ZA BARDZO, CZYLI COŚ DLA MŁODYCH MATEK I MĘŻATEK (KU PRZESTRODZE)

Zaczął się nowy rok. Ludziska robią różnej maści postanowienia. Ja również mam propozycję postanowienia dla kobiet - zwłaszcza dla świeżo upieczonych mężatek lub matek.

Miłość to piękne uczucie, które powoduje, że chcemy uczynić tego jedynego szczęśliwym. Serce nam się rwie by go rozpieszczać, by stworzyć idealny dom. Gdy na świat przyjdzie dziecko, jesteśmy gotowe na to by dać z siebie jeszcze więcej. Nasi bliscy szybko przyzwyczajają się do tego, że dom prowadzi się sam i nawet często nie zdają sobie sprawy ile pochłania to czasu i wysiłku. 
Gdy pojawi się dziecko jesteśmy "z automatu" bardziej z nim związane niż ojciec. Nosimy je w brzuchu, chodzimy do lekarza, rodzimy, karmimy, to zazwyczaj my bierzemy wolne w pracy by się nim zająć. Naturalnym trybem jest to, że dziecko w pierwszym odruchu zwraca się ze wszystkim do nas. Same często jeszcze to pogłębiamy, bo facet "nie umie", bo "ja to zrobię lepiej" itd. Mężczyźni czasem nie potrafią się odnaleźć w kontaktach z małymi dziećmi (bo ani to w piłkę nie zagra, ani nic nie powie) i sami się do tego nie garną, czasem zrażeni krytyką usuwają się w cień, a czasem po prostu jest im wygodnie, że kobieta zajmuje się dzieckiem. Kiedy jesteśmy młode i zdrowe, jesteśmy na wychowawczym/macierzyńskim, mamy jedno dziecko to "szafa gra" - lepiej czy gorzej to ogarniamy, a bliscy są szczęśliwi. Gorzej, że sytuacja może się zmienić. Może pojawią się kolejne dzieci, może trzeba będzie wrócić do pracy, może pojawią się problemy zdrowotne, a może dopadnie nas zmęczenie wieloletnią obsługą wszystkiego i wszystkich. Może w tym czasie się roztyjemy, zaniedbamy (bo gdzie tu znaleźć czas dla siebie), a już na pewno się zestarzejemy. Prędzej czy później zacznie nam brakować czasu dla siebie i sił na wszystko, a dzieci nie nauczone by np: sprzątać po sobie i mąż, który nawet nie wie, że naczynia po umyciu płynem należy spłukać (z życia wzięte), nie będą skłonni by nagle przejąć część naszych obowiązków, ba mogą nawet być zdziwieni o co nam w ogóle chodzi. Niektóre z nas może usłyszą, że skoro sobie nie radzą, to są niezorganizowane (również autentyk - dotyczący pracującej zawodowo i zmagającej się z chorobą matki czwórki dzieci). Najgorsze jest to, że im dalej, tym trudniej coś zmienić w swoim życiu, bo skoro żona przez 10 lat prała, prasowała, sprzątała, płaciła rachunki, zajmowała się dziećmi itp, to dlaczego nagle ja mam to robić? 
Proszę mnie źle nie zrozumieć - ja nie namawiam do totalnej rebelii. Chodzi mi o to by młode mężatki/matki miały świadomość, że "standard usług", który zaproponują na początku stanie się oczywistością. Może zamiast od początku robić zupę, drugie i deser (bo tak robiła mama moja czy męża), od czasu do czasu powiedzieć - dziś jestem cały dzień u koleżanki, więc żywta się na mieście. Może na szkolne zebrania od początku chodźmy na zmianę. Spróbujmy np: w sobotę zrobić dzień wspólnego sprzątania. Dzieciom stopniowo przydzielajmy obowiązki odpowiednie do wieku. Dwulatek może wrzucić swoje ubranka do kosza na brudy czy pozbierać klocki. Mało tego, może to być dla niego świetna zabawa (np: Kto szybciej pozbiera klocki - ja czy mama) lub powód do dumy (Jaki ty jesteś duży! Tak pięknie pomagasz mamie). To wszystko są tylko luźne sugestie - same pomyślcie co się sprawdzi u Was najlepiej.
Drodzy Panowie, nie myślcie, że działam na Waszą niekorzyść. Prawda jest taka, że kobiety, na które spadnie zbyt wiele obowiązków mają większe szanse na stanie się zmęczonymi, kłótliwymi, zaniedbanymi, gderliwymi kwokami. Myślę, że związki partnerskie mają większą szansę na przetrwanie, a ojcowie, którzy od początku zajmują się dziećmi prawdopodobnie będą mieć z nimi lepsze kontakty w przyszłości. 
Pewnie po przeczytaniu tego tekstu niektórym może wydawać się, że został on napisany przez rozgoryczoną kobietę, która ma właśnie taką sytuację domową. Prawda jest jednak dokładnie odwrotna. Mój mąż powinien zostać sklonowany, a moja teściowa powinna prowadzić kursy "jak wychować syna by nadawał się na partnera". I tu mała uwaga do matek chłopców - wychowujcie syna na takiego człowieka, jakiego same chciałybyście poślubić.

6 komentarzy:

  1. Fajnie to wszystko opisałaś:)
    Sama jestem mamą prawie 2 latki i żoną i szczerze przyznam, że zgadzam się z większością tego co piszesz.

    Moją teorią jest to, że każda kobieta, która stała się żoną i matką powinna "nabyć dodatkowe funkcje" związane z nowymi obowiązkami, a nie zamieniać je na te nowe. Musi nadal dbać o siebie, pozostać kobietą ze swoimi pasjami i zainteresowaniami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafione w samo sedno!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję. Mam nadzieję, że ten tekst komuś pomoże. Nie dajcie się kobiety!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny tekst:) Dodaję do obserwowanych:)
    I zapraszam do siebie;)
    http://hedonistka-na-pol-gwizdka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe, że wy kobiety chcecie wszystko ale tak naprawdę same nie wiecie co chcecie.
    Dla wielu mężczyzn nie ma problemu z pomocą, z zabawą z dziecmi itd. Ale to wy często generujecie problem, facet ma czas, nie jest zmęczony (tak wy możecie być zmęczone wg tego wpisu ale mężczyzna już nie) i chce się zająć to "strzelacie" przysłowiowego focha.
    Często macie pretensje do mężczyzn, że mówią prosto z mostu - niby niegrzecznie - ale gdybyście Wy drogie kobiety mówiły prosto z mostu byłoby zdecydowanie łatwiej.

    Kolejny problem - to co Lily napisała - chcecie pozostać kobietami ze swoimi pasjami ale facet swoich pasji nie może mieć bo np zdarzy się że stół w kuchni - jak wy to nazywacie - zagraci swoimi rzeczami, czy to modele, czy to figurki makiety itp.
    Wasze rzeczy mogą leżeć na wierzchu - zawsze i wszędzie ale faceta nie. Jak macie kuku na punkcie np figurek porcelanowych czy tam małych misiów to muszą one mieć półki na to, ładnie wyeksponowane, ale gdy np facet ma np figurki to już nie mogą być wyeksponowane. To akurat taki średni przykład. Zawsze można sobie w sypialni (jak się nie ma dużego mieszkania) zrobić półkę czy coś.
    Pasje to jedno ale chcąc same coś musicie też pozwalać drugiej stronie na ich pasje - tym bardziej, że nie zawsze pasje są wspólne (o to bardzo ciężko). Często same nie wiecie jakie macie pasje - chwytacie się wszystkiego i później marudzicie.

    Sytuacja ma się podobnie z wyjściami - chcecie mężczyznę zmienić w pantofla, który będzie posłuszny jak piesek (jak chcecie pieska to sobie go kupcie albo zaadoptujcie) i nie pozwalacie mu wyjść czy narzucacie limity, ma być o 22 czy 23 ale same jak wyjdziecie to jak się wam spróbuje narzucić godzinę to robicie awanturę że całe miasto was słyszy. Nie mówię tutaj o sytuacji, że znika się na parę dni ale o sytuacji.

    Wystarczy zapamiętać, że wszystko ma dwie strony a nie tylko jedną - kobiecą.

    Trochę źle patrzycie na wiele rzeczy, istnieje pewien podział obowiązków, którego same nie chcecie zrozumieć lub nie chcecie widzieć. Dla przykładów: jeździcie samochodem ale jak coś się dzieje to z reguły idziecie do męża (czy kogokolwiek tam macie) i on jedzie do mechanika, jedzie na przegląd lub naprawia sam jak - wraca po tym do domu a kobieta w tym momencie potrafi często wyskoczyć z tekstem - że gdzie był, że nie pomógł przy obiedzie/dziecku/posprzątaniu.
    Co do finansów - problem macie z tym, że np płacicie rachunki ale jeżeli facet ma płacić to tez wam nie pasuje (ponieważ np zobaczy, że sobie coś kupiłyście a miałyście się wstrzymać czy coś).
    Większość kobiet niestety nie umie panować nad finansami - jak coś chcecie to często to kupujecie nie licząc się np z domowym budżetem i wydatkami.

    Ja jak mogę to pomogę kobiecie, mnie to różnicy nie robi, ale same musicie się zastanowić nad sobą i zrobić podział.

    Albo chcecie być partnerami albo księżniczkami. Kury domowe robicie same z siebie (co nieco prawdy napisałaś) ale w przypadku partnerstwa zdecydowanie nie równa się to zrobieniu pantofla z mężczyzny (do czego często dążycie).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, wreszcie jakaś męska wypowiedź na tym blogu. Muszę powiedzieć, że zgadzamy się w wielu punktach - po pierwsze: kobiety czasem same przeganiają faceta od dzieci (zwłaszcza małych) bo "ja to zrobię lepiej" i oboje zgadzamy się, że to nie najlepszy pomysł. Absolutnie zgadzam się, że partnerzy powinni mówić sobie prosto z mostu, a nie posługiwać się aluzjami i fochami - z kim masz być szczery, jak nie z osobą, z którą dzielisz życie. Co do pasji, to u nas ja mam skłonności do majsterkowania, ale staram się nie zastawiać kuchennego stołu bo to ja bym dostała burę, że nie ma gdzie zjeść. Jak coś musi wyschnąć, to stawiam na szafę, gdzie nikomu nie przeszkadza. Mam też sporo rzeczy związanych z prowadzeniem bloga, ale są pochowane i posegregowane tak by nie leżały na wierzchu. Czasem trzeba pomyśleć jak realizować swoje pasje by nie przeszkadzać drugiej stronie. Jeśli chodzi o wyjścia i sytuacja, którą opisujesz nie jest tylko przykładowa, a z życia wzięta, to właśnie pora u Was na szczerą rozmowę. Ja nigdy nie powiedziałam mężowi o której ma wrócić czy jak często wychodzić, ale on ma "wbudowane" duże poczucie sprawiedliwości - jak sam częściej wychodzi, to zaczyna mi sugerować, że może ja bym gdzieś sobie wyszła. Podział obowiązków trzeba wypracować. Ja nie mówię, że macie dzielić każdy obowiązek na pół. U nas jest dokładnie tak jak mówisz - jeśli chodzi o auto, to w prawie wszystkim zdaję się na męża, ale on zdaje się na mnie jeśli chodzi o gotowanie czy kwestie zdrowotne. Każdy ma inne zdolności i trzeba je wziąć pod uwagę przy podziale obowiązków. U nas nigdy nie było rozmów typu "ja robię to, a ty tamto". Wszystko wychodzi naturalnie, ale mój mąż jest okazem wyjątkowym, a niestety z moich obserwacji wynika, że wielu facetów ma skłonności do pasożytnictwa i kobiety, które nie potrafią postawić granic, kończą robiąc wszystko od A do Z, dlatego namawiam do tego by od początku myślały o tym, że podział obowiązków jaki ustalą na początku stanie się oczywistością. Co do finansów, to ja i mój ślubny chyba jesteśmy typami umiarkowanym, więc u nas to nigdy nie był temat do drążenia. Mamy ustalone kto za co płaci żeby nie było bałaganu i szafa gra. Ogólnie, ja obstaję za wersją partnerską i nie wydaje mi się bym miała tendencję do robienia pantofla z partnera, choć oczywiście to jego należałoby zapytać. Dzięki za komentarz, bo pokazuje on drugą stronę medalu i jeśli facet ma odwagę na spokojnie wyłożyć swoje argumenty kobiecie to może pomóc w dojściu do systemu, który będzie działał. Amen ;-)

      Usuń