Bańki. Raz dmuchamy je my, raz dziecko. Misia uwielbia biegać, więc chętnie je goni.
Piłka i miłe towarzystwo są również w cenie.
Obowiązkowym elementem spaceru są również kolorowe kredy. Robimy razem różne malunki, piszemy cyferki i literki czy gramy w klasy. Misia oczywiście nie bardzo wie o co w klasach chodzi, więc skacze po swojemu (najważniejsze, że się zmęczy i straci część ogroooomnych zapasów energii).
Oprócz tego w zależności od pory roku, przywlekamy różne rzeczy do domu. Jesienią: kasztany, żołędzie, jarzębinę, jesienne liście do suszenia. Latem kwiaty i kłosy traw do suszenia lub robienia pieczątek (malujemy kłos farbkami i odbijamy na czystej kartce). Czasem zbieramy muszelki lub kamienie i malujemy je farbkami. Zimą Misia była tak mała, że lepienie bałwana, wojna na śnieżki czy budowa igloo jej nie wychodziło. Najlepszą frajdą były zjazdy na sankach, koniecznie z wywrotką.
Czasem podczas spacerów zachodzimy na lody czy rurkę z kremem, co stanowi dodatkową atrakcję. Uczymy też Misię jazdy na rowerze, ale nie najlepiej to wychodzi. Misia za to uwielbia zbieganie z górki za ręce z rodzicami, ale radzę dobrze przemyśleć temat zanim pokażecie tę zabawę dzieciom. Czasem widzę też dzieci kulające się z górki na leżąco, ale biorąc pod uwagę ilość psów w parkach, tę zabawę porównałabym do rosyjskiej ruletki.
A jakie są Wasze spacerowe patenty?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz